Garść wieści… z frontu.

Syn dziś zaczął lekcje w szkole o 8 rano…
Jak zawsze o tej barbarzyńskiej godzinie – rano rozegrała się walka.
Bo NIKT (no dobra… Marjanna też jakoś małą ma ochotę) nie chce wstać.
Jedzenie idzie opornie.
A ubieranie się – jeszcze gorzej.
W efekcie:
Syn, jak zwykle, prawie się spóźnił.
Córka, jak zwykle, prawie zjadła śniadanie.
Marjanna, jak zwykle, prawie się wkurwiła bardzo (bo – tu Marjanna przypomina, że jest wyjątkowo spokojną kobietą – wkurwiła się tylko trochę więcej niż trochę).
Czyli – jak zwykle NIC nie poszło zgodnie z planem.
– Też mi nowość… (pomyślała sobie Marjanna, w duchu obiecując sobie, że czas pierdolić ten interes i oddać Potomstwo do całodobowych placówek)

Córka wróciła z przedszkola z mega fochem i smarkiem do pasa.
Fakt – poszła też ze smarkiem (bo po-wczoraj Marjanna miała już jej DOŚĆ – użycie wielkich liter celowe ;P) ale BEZ focha.
Znaczy się jutro Córka zostaje w domu.
A że Marjanna umyła podłogi, żeby było ładnie – to se znów-kurwa-umyje.
Bo – NIE MOŻE BYĆ INACZEJ – Córka narobi syfu.
Choćby chorowała tylko jeden dzień.
'W pakiecie’ Potomstwu wystarczy kilka minut…

Syn zapytał rano czy może wrócić sam ze szkoły.
Marjanna odparła – NO FUCKING WAY!!! Odbiorę cię o 16.
Przyszła i… Syn nawrzeszczał -Co tak prędko!!!.
No tak… jakby wrócił sam, to by był w domu o 12…

– Zjadłeś Synu kanapkę?
– TO JA DOSTAŁEM JAKĄŚ KANAPKĘ??? Czemu mi nie powiedziałaś?!? Głodny byłem!
No tak Synu, zaskakujące bardzo, skoro od ponad roku, od początku pierwszej klasy – co idziesz do szkoły, to dostajesz ALBO kanapkę, ALBO kasę na jej zakup w szkolnym sklepiku.
Faktycznie, CIĘŻKO KURWA było się domyślić, że jak matka mówi 'spakowałam WSZYSTKO zanim Cię obudziłam’ – a kasy nie było (szczególnie, że w tym roku dostajesz ŻARCIE, nie kasę), to KANAPKA jest tam gdzie zwykle.
No ciężko…
Następnym razem przyklei Marjanna Synowi żółtą karteczkę – przypominajkę.
Na czole!

– A obiad chociaż zjadłeś, Synu?
– Zjadłem… Ale zupy mi dali…
– ??? Jak to, KURWA, nie dali (tu Marjanna pragnie zauważyć, że: 1. płaci grubą kasę za te obiady w szkole – ale przynajmniej Syn je i dupy jej nie truje; 2. Kurwy i inne takie – najczęściej ;) – są w domyśle, nie koniecznie Syn je słyszy ;P)?!?
– No podniosłem łyżkę, poprosiłem o zupę, ale nie dali. (Syn twierdzi, że machanie łyżką to jakiś wewnętrzny szkolny znak jest)
– A co TY zrobiłeś Synu, jak tej zupy NIE DOSTAŁEŚ?
– Odłożyłem łyżkę, oddałem talerz i wyszedłem.
Good, Synu… W TEN SPOSÓB, na bank załatwisz wszystkie swoje sprawy.
Co nie zmienia faktu, że jutro Marjanna idzie do szkoły zapytać dlaczego Syn nie dostał za co zpłaciła (a na karcie obiadowej zaznaczyli, że dostał…)

A później poszedł Syn się bawić z kolegami.
I wrócił z rykiem, że go leją.
– A leją bez powodu, czy coś zrobiłeś?
– Nic Mamusiu!!! Zupełnie NIC!!! Tylko ich przezywałem i krzyczałem na nich.
No to się teraz NAUCZ Synu, że jak na kogoś wrzeszczysz i przezywasz, to mogą Ci spuścić manto.
I wyobraź sobie, że matka TEŻ MOŻE, tylko taka jest dobra i spokojna, że jeszcze znosi twoje wrzaski. ;)

Dodaj komentarz